Strona:PL Jerzy Żuławski-Na srebrnym globie 287.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Piotr leży tam może w tej chwili gdzieś na skałach, pokrwawiony, pół martwy i czeka ratunku, a ja miałbym korzystać tymczasem z chwilowej słabości nieszczęśliwej kobiety i zdradzić zaufanie, które on we mnie położył?
»Pierwej strzel mi w łeb« — zadźwięczało mi w uszach.
Marta spojrzała na mnie i — zrozumiała.
— Masz słuszność — rzekła, jakby mi odpowiadała, choć nie odezwałem się ani słowa — masz słuszność, idź i poszukaj Piotra.
Potem wstała i uścisnęła mi rękę.
— Dziękuję ci — szepnęła.
Piotra znalazłem istotnie niedaleko miejsca, skąd wiatr go strącił. Leżał zaczepiony o ostry głaz, który go ocalił od stoczenia się w ogniem zionącą przepaść, bezprzytomny, ale jeszcze ze słabemi oznakami życia.
Zaniosłem go do domu, a wspólnym usiłowaniom Marty i moim udało się przywrócić mu zdrowie.
Kęs czasu minął już od tego wypadku, a ja pomny na chwilę słabości, staram się tem silniej, aby moja wola panowała zawsze nad tą resztą, która z nią razem tworzy duszę człowieczą.
A Piotr?... Siaduje po staremu milczący i ponury na progu domu i — nie wiem — może żałuje czasem, że nie zginął wówczas na stokach Otamora.
Ze mną wszystko snadź skończone. Wkrótce i te dzieci nie będą mnie już potrzebowały. Zacząłem sobie budować grób na Wyspie Cmentarnej.