Strona:PL Jerzy Żuławski-Na srebrnym globie 366.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

miękkiego całunu, a Ziemia świeci na nim jak srebrna lampa w grobie. Nigdy jeszcze nie czułem tak żywo, jak teraz, że umrę wkrótce...
Bez bólu, bez żalu i niepokoju myślę o tem, ale — co dziwniejsza, — i bez radości, którąby powinno wzbudzić w mej piersi nadchodzące ostateczne wyzwolenie.
Zdaje mi się, że coś mi jeszcze pozostaje do zrobienia, — coś niezmiernie prostego a ogromnie ważnego, na co jednak wpaść nie mogę. I to mnie gnębi, to sprawia, że nie cieszę się śmiercią wybawicielką, która, wiem, blizko już krąży koło mnie.
We śnie słyszę wyraźnie, jak mnie wołają tam, ze Ziemi. A ja — także we śnie — odpowiadam im za każdym razem: pragnę iść do was, ale nie wiem drogi...
Czyż nie przez pustynię bezpowietrzną wiedzie droga na Ziemię?


Byłem niedawno na górze, skąd niegdyś patrzyliśmy z Piotrem na zaćmienie słońca a potem na jezioro, zalewające nagle całą kotlinę biegunową.
Wziąłem był Adę ze sobą na tę wycieczkę. Prosiła mnie o to sama. Widząc, że wychodzę często na okoliczne góry, aby popatrzeć na Ziemię lub pustynię, widną już stąd na kraju niebokręgu, nalegała, abym ją zabrał kiedy, bo i ona chce widzieć, na co ja patrzę i za czem tęsknię.
Idąc dziś ze mną, przybrała się w najświetniejsze kapłańskie szaty, a Janowi powiedziała, że idzie patrzyć na ojczyznę Starego Człowieka. W drodze śmieszyła mnie jej powaga; zdawało się, patrząc na nią, że wstępuje na tę górę dla spełnienia jakiejś wielkiej i świętej ofiary. Jestem pewien, że tak też myśleli ludzie, których zostawiłem w namiocie na dolinie. Poglądali za nią z czcią i jakby lękiem.