Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 139.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   131   —

tutaj zgoła poważnemi osobistościami. Dobry jestem, wyrozumiały i przebaczający, ale jak tylko dojdę do wpływu, każę tego łajdaka, co nas w klatce zamykał, obłupić żywcem ze skóry, albo głową na dół w piasku zakopać.
Wejście Jacka położyło kres wymowie mistrza księżycowego. Zerwał się raźno na jego powitanie, a nie mając już czasu zsunąć się z wysokiego fotelu, co zawsze z wielkiemi robił ostrożnościami, stanął na nim i chwyciwszy się jedną ręką za oparcie dla utrzymania równowagi na miękkiej poduszce, drugą oddał pokłon przybyłemu.
— Bądź pozdrowiony, dostojny panie!
Jacek uśmiechnął się przyjaźnie.
— Panowie, — rzekł — nie mogę dłużej się tutaj zatrzymywać, ale w drodze będziemy mieli dość czasu na rozmowę. Sądzę bowiem, że zechcecie mi towarzyszyć i być gośćmi w moim domu?
Roda skłonił się głęboko z wysokości swego fotelu, a Mataret rzekł z lekkiem pochyleniem głowy:
— Wdzięczni ci jesteśmy, panie. Zresztą pytasz niepotrzebnie; wszakże nie mamy wyboru, na łasce twojej jesteśmy.
— Nie — odparł Jacek. — Obowiązkiem moim jest — i miłym — służyć wam, jako wysłańcom mego przyjaciela i starać się, abyście raczyli zapomnieć o tych przykrościach, jakie was u wstępu na glob nasz spotkały. Wstyd mnie. Wybaczcie ziemi jej barbarzyństwo i głupotę.
To powiedziawszy, zwrócił się do Rody z miną frasobliwą.
— Mistrzu, listów nie znaleziono. Byłem sam na pustyni w Markowym wozie, ale tam nie zostały. Przetrząśnięto wszystko.
Roda udał wielce zakłopotanego.
— To fatalne! Chociaż treść listów, które nasz przyjaciel Marek do Waszej Dostojności pisał, znam dokładnie i będę ją mógł z pamięci powtórzyć...
— W takim razie niema nieszczęścia...