Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 203.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   195   —

— Niech pan mówi — rzekła z zajęciem rzeczywistem, czy też udanem.
Usiadł na nizkim taburecie nieopodal jej nóg i zaczął opowiadać, w oczy jej zapatrzony.
— Widzi pani, całe życie moje dotąd było jedną uporczywą walką, aby móc tworzyć... Po co powtarzać, com przeszedł, jakie upadki, jakie klęski, jakie upokorzenia! To wszystko jest już po za mną. I teraz...
— Teraz rzucił pan muzykę — wtrąciła.
Potrząsnął głową i uśmiechnął się.
— Nie, pani. Nie rzuciłem muzyki. Tylko mi oczy otworzono. Człowiek, który rękę mi podał, czy też przypadek — sam nie wiem doprawdy. Zrozumiałem, że złą szedłem drogą. Nie pracować i mrzeć trzeba, ażeby tworzyć, ale żyć!
— Żyć!...
— Tak! Ja pani tego lepiej nie objaśnię; nie umiem, nie potrafię. Wiem tylko, że dla mnie skończyła się już ta walka podła i bez chwały, którą wiodłem. Z głodu przymieram, upadam ze znużenia, szczuty jestem, jak zwierz w kniei, niepewny dnia ani godziny, a przecież serce w piersi mojej z radości się śmieje! Parłem się niegdyś w górę i kopano mnie, — zeszedłem teraz w dół i podnoszę! Byłem między ludźmi »cywilizowanymi« i nie rozumieli mnie anim ja ich nie rozumiał, — dzisiaj z »dziczą« przestaję i czuję każde drgnienie ich serc, ku światłu się rwących — przez pożar i gruz, ale ku światłu, i wiem, że oni głosu mego słuchają! I wie pani, że teraz dopiero rodzi się w duszy mojej wielka, wielka pieśń! Jeśli przeżyję te dni, co oto nadchodzą, zahuczę nią ponad zniszczeniem, jak wicher, zagrzmię takim hymnem tryumfu po nad skowytem ludzkiej nędzy, że serca człowiecze będą pękać z nadmiaru życia, z obłędu rozkoszy!
Zerwał się — oczy zapłonęły mu szeroko rozwarte.
— Do djabła teatry! — krzyknął — precz z kulisami, z malowanką, ze światłem sztucznem i z tą orkiestrą bezduszną,