Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 211.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   203   —

— Nyanatiloka!
Nikt mu nie odpowiadał; sam był. Przez rolety podniesione wpływało zimne światło poranne, gwar rozbudzonej już ulicy dochodził z dołu.
— Śniłem! — szepnął Jacek z ulgą i wzniósł rękę do czoła. — Zasnąłem był widocznie przy rozmowie wczoraj w fotelu i...
Skoczył w tył. Dojrzał we własnej dłoni, na wysokość oczu wzniesionej, kwitnącą gałązkę goryczki świeżą, błyszczącemi kroplami rosy jeszcze pokrytą...
Palce rozwarł z przerażeniem tak szybko, że kwiat z nich wypuszczony upadł na dywan tuż obok stóp jego, odzianych w buty przemoczone i zwalane. Lśniły na czarnej ich skórze rosą przyklejone drobne listeczki borówek i iglice smreków uschnięte... Ubranie jego całe miało ostry zapach żywicznego dymu, jak kiedy się noc przy watrze z kosodrzewiny przepędzi.
Postąpił ku fotelowi i usiadł na nim zwolna, głowę wspierając na ręku.
— Czemże jest — myślał — wszystko, co widzimy, czemże jest tak zwana rzeczywistość życia, jeśli ja siedzę tutaj w tej chwili z górskim kwiatem w ręce i nie wiem poprostu, co się to stało i jak to było możliwe?... Mówił Nyanatiloka (wszakże mnie się nie śniło!?), że nie my się w takich wypadkach z miejsca na miejsce przenosimy, lecz stwarza sobie duch otoczenie wedle woli — ale przecież ja przed chwilą nie duchem jeno byłem w Tatrach, lecz z ciałem mem i z tem ubraniem nawet, które mam na sobie, rosą pokryte i kawałkami zielska leśnego, przesiąkłe żywicznym dymem watry na noc rozpalonej?... Czyż jest na świecie jakakolwiek teorja, któraby mogła usprawiedliwić to zamieszanie i nieporządek ten w wypadkach? Lord Tedwen istnienie świata fizycznego — jako pozoru tylko złudnego — udowodnił poprostu, ale nie odebrał przeto temu, co się staje, niewzruszonych praw, nie wyrwał z głębi naszych człowieczych