Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 271.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   263   —

stępnym, kiedy jeno wspomniała o sprawie, najżywiej ją w tej chwili obchodzącej.
Trzeba więc było szukać innej drogi. Wzrok Azy mimowolnie zwracał się na Seratę. Wprawdzie, gdy na rozum rzecz brała, ten dziwny mędrzec i cudotwórca wydawał się jej jeszcze mniej przystępnym, niż Jacek, bądź co bądź pod jej wpływem będący, ale była to już droga ostatnia, której nie można było pominąć...
Dziwne było uczucie Azy wobec niego. Chwilami odzywało się w niej zmysłowe jakieś pragnienie zdobycia tego człowieka, który niegdyś pierwszy i mimowiednie obudził w niej kobietę, — spotęgowane jeszcze przewrotną żądzą złamania jego świętości... Gotowa mu była oddać się, gdyby się tylko dało do tego doprowadzić, i wyobrażała sobie nie bez pewnej rozkoszy, że w chwili miłosnego oszołomienia może osłabnąć jego wola, którą młodość swą trzyma, i ona odepchnie go jako zgrzybiałego starca, jak łachman sterany.
— Zwycięstwo! — uśmiechały się drapieżnie jej usta, tracąc zwykły wyraz dziecięcy, — zwycięstwo większe, niż to, które Grabiec może odnieść nad światem całym...
Kiedy o tem myślała, zapominała prawie, że to nieprawdopodobne opanowanie Nyanatiloki miało być jeno środkiem dla osiągnięcia celu, zdobycia jakiegoś marnego i w gruncie rzeczy nic ją nie obchodzącego przyrządu śmierciodajnego — i dyszała cała rozkoszną żądzą spróbowania swoich sił, walki, zwycięstwa... Grabiec, a nawet sam Jacek wydali się jej wobec tego świętego zdobyczą marną i niemal zachodu nie wartą...
Do Nyanatiloki trudno jej jednak było dostąpić. Mędrzec rozmawiał z nią, gdy tylko tego chciała, lecz tak obojętnie, jakby ona już nietylko kobietą, lecz nawet człowiekiem nie była, a jeno jakąś maszyną mówiącą. Wzrok jego ślizgał się po niej z roztargnieniem i znać było, że on się zmusza poprostu przez szacunek dla domu Jacka, w którym była gościem, aby zauważyć, słuchać i znosić cierpliwie. Kiedy mu raz nasunęła