Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 014.jpeg

Ta strona została skorygowana.

nawet klęczącej przed nim dziewczyny ani nie słyszy potoku jej słów. Oczy przygasłe i zamyślone zwrócił w głąb komnaty — przez przyzwyczajenie może? — gdzie w mroku błyszczał na ścianie odblaskami świecznika złoty znak święty, wyobrażać mający wychyloną z za widnokręgu Ziemię ze stojącem nad nią Słońcem, tak, jak są widywane każdej północy przez Braci Wyczekujących w Kraju Biegunowym...

Ihezal mimo woli poszła oczyma za jego wzrokiem i spostrzegła wyłaniające się z mroku dwie złączone tarcze złociste na czarnym marmurze, wyrażające tak prostym sposobem wszystkie wielkie tajemnice, z wieku na wiek, z pokolenia w pokolenie przekazywane: jako że Ludzie przyszli na Księżyc z Ziemi, gwiazdy ogromnej, świecącej nad bezpowietrzną pustynią, i że tam odszedł On, Stary Człowiek (który to imię przybrał i niem się kazał nazywać, nie dozwalając wymawiać innego) — i stamtąd powróci zwycięskim młodzieńcem i wybawicielem. Nabożny lęk ją objął, uniosła się i wielkim palcem prawej dłoni nakreśliła szybko na czole koło, a potem większe półkole od jednego ramienia przez usta ku drugiemu — i linię poziomą przez pierś, szeptając jednocześnie zwykłe słowa zaklęcia: »On nas wybawi, — pognębi wroga naszego, — tak będzie zaprawdę«.
Malahuda powtórzył jak echo:
— Tak będzie, zaprawdę... — Jakiś spazm gorzkiego bólu czy ironji zdławił mu ostatnie słowo w gardle.
Ihezal spojrzała mu w twarz. Milczała przez chwilę, a potem nagle, uderzona snadź czemś niezwykłem, a dopiero teraz w obliczu starca spostrzeżonym, odskoczyła w tył, krzyżując ręce na nagiej, z pod rozwartego futra wychylającej się piersi.
— Dziadku!...
— Cicho, dziecko, cicho.