Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 049.jpeg

Ta strona została skorygowana.

Kiedy wieczorem Marek znalazł się sam, kazał natychmiast przyzwać Elema do siebie. Zakonnik wszedł, po raz pierwszy w szatę czerwoną na znak radości przybrany i ze srebrnym djademem na czole, tak jak był kazał w małej wiejskiej świątyńce o przybyciu Zwycięzcy, którego właśnie wiedzie z sobą... Stanął z szacunkiem przy drzwiach i czekał.
Marek — w małej, za nizkiej na wzrost jego izdebce — leżał na pęku skór z nafcianym kagankiem przy głowie. Gdy Elem wszedł, uniósł się na łokciu i wpił w niego błyszczące oczy.
— Kto są morcy! — zapytał z nagła.
Elem pobladł i coś jakby cień gorzkiego wstydu, z nienawiścią zmieszanego, przemknęło po jego suchej twarzy.
— Panie...
— Kto są morcy? — powtórzył Marek zapalczywie, — czy to...?
Nie dokończył, ale zakonnik go zrozumiał.
— Tak, panie, — szepnął, — tak... To dzieci szernów.
— Więc wasze kobiety... oddają się tym potworom?
— Nie, panie. Nie oddają im się.
— A więc? a więc?
Zerwał się nagle i usiadł na posłaniu.
— Słuchaj! a więc wy jesteście psy! Znam ja tę historję! I na Ziemi niegdyś mówiono o czarciem potomstwie! Słuchaj! was należy wszystkich kamienować zamiast tych nieszczęśliwych!
Gniew mu prawie głos zatykał.
— Pójdź tu! i mów natychmiast, skąd powstała bajka o dzieciach szernów, w którą nawet kobiety same w obłąkaniu uwierzyły!
— Nie, panie, to nie bajka.
Marek spojrzał na niego szeroko rozwartemi oczyma.
— Panie, pozwól mi mówić... Szernowie dziwną moc posiadają. Popod skrzydłami, szerokiemi skrzydłami z rozpiętej na kościach błony, mają coś w rodzaju gibkich wężowych rąk