Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 051.jpeg

Ta strona została skorygowana.

szernów nawet, gdyż złość ich przewrotną łączą z ludzkim wyglądem.
Zapanowało głuche milczenie.
Po długiej chwili dopiero Marek wzniósł głowę i zapytał bezdźwięcznie:
— Czy to... częste przypadki?
— Nie. Teraz nie. Kobietę, która była w obecności szerna, zakopujemy bez sądu żywcem po szyję do ziemi i tak ją zostawiamy, póki nie zamrze z głodu i pragnienia. Ale dawniej...
Ciężko mu było mówić. Znać, że jego ludzka duma, przez dalekich przodków z Ziemi przyniesiona, cierpiała niewymownie wobec tych wyznań. Pochylił głowę przed płonącym wzrokiem Marka i dokończył cicho:
— Dawniej morców bywało dużo... Szczęściem, że oni są już niepłodni. Wytępiliśmy ich. Wymordowaliśmy. Nie było litości ani z jednej, ani z drugiej strony... Teraz już rzadko... Chyba że szernowie porwą kobietę.
— A dawniej? Czy same kobiety?...
Elem zaprzeczył żywym ruchem głowy.
— Nie. Nigdy. To ból podobno straszliwy. Kurcz mięśnie wykręca i łamie kości... Ale...
— Co?!
— Byt czas, że — pokonani — musieliśmy jako haracz...
Marek się rzucił na posłaniu.
— Kobiety im swoje oddawać!?
— Tak. Dziesięć co rok. Oni morców potrzebują: nam nienawistni — im służą jak psy wierne... A szernowie sami nie lubią pracować...
Marek zakrył znów oczy. Dreszcz wstrząsał jego ciałem, mimo ciepła, które z rozpalonego ogniska po izbie się rozchodziło.
— I te kobiety... na zawsze już u szernów zostawały? — spytał, nie patrząc na mnicha.