Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 057.jpeg

Ta strona została skorygowana.

wano. Ku owym właśnie kopczykom zbliżały się od strony zamarzłego morza pędem wichru skrzydlate sanie szernów.
Namiestnik patrzył przez chwilę, aż nagle potworna twarz mu się rozjaśniła.
— Tchórze! Patrzcie: nie potrzeba pomocy!
Istotnie ze zbliżeniem się sań ludzkie straże same się rozstąpiły, puszczając je wolno do wnętrza zwartego pierścienia. To jednak, co Awijowi wydało się być skutkiem trwogi, było mądrze obmyślanym planem Jereta, który ze swoimi ludźmi zajął był zaniedbany przez zbrojnych, a najważniejszy posterunek na lodach morza. Nie chciał on dać się wymknąć i tym przybywającym wrogom, a przytem obawiał się, że w razie oporu i bitwy, szernowie mogą za wcześnie dać znać swoim ziomkom i przedwcześnie pomoc sobie przeważającą sprowadzić. Za saniami jednakże koło zamknęło się natychmiast z powrotem.
Tymczasem świt się zbliżał — i nim spóźnieni szernowie odpoczęli po trudach nocnej podróży, zaszły w osadzie przy Ciepłych Stawach, stolicy księżycowego kraju — wielkie wypadki. Prawie wschodzące słońce, ześlizgując się po ośnieżonych zboczach krateru Otamora, zaglądało na brzeg morski i straże Jereta usuwały się pośpiesznie z lodów, które mogły lada godzina zacząć pękać, kiedy gońcy z północy dali znać, iż Zwycięzca z ostatniego nocnego postoju wyruszył i niebawem stanie wśród oczekującego go ludu.
Wieść radosna rozeszła się w jednej chwili po całej osadzie, zwłaszcza że mieszkańcy, nie mogący się przez całą długą noc ranka doczekać, o świcie już mimo mrozu wychodzić zaczęli z domów i stawali na stoku wzgórza, skąd widać było szeroką, śniegiem ubieloną równinę. Słońce wychodziło z morza leniwie i przenosząc złotymi promieniami obły grzbiet wyniosłości, na której miasto było zbudowane, strącało cienie oczekujących daleko, daleko na białą równinę, ścieląc je, jakby wysłanniki tęsknoty ludu, pod nogi nadchodzącemu...
A on szedł naprzeciw wschodzącego słońca po śniegach