Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 069.jpeg

Ta strona została przepisana.

a ona — dzieweczka nieletnia, w barwnym tłumie ludu ukryta, słucha tej przedziwnej powieści czy bajki...
»Z dalekiej gwiazdy, świecącej nad pustyniami, przyszli Ludzie onego czasu...
»I stamtąd przyjdzie, gdy czas się dopełni, Zwycięzca jasny i promienny...
»Dzień nastanie wtedy na Księżycu wieczny i szczęście...«
Słońce wpada do świątyni przez kolorowe szyby i drży na ciemnych, malowanych ścianach, drży na głowach zasłuchanego ludu — złote, jak ta bajka wyśniona:
»Z dalekiej gwiazdy, świecącej nad pustyniami...«
A jak On będzie wyglądał? Czy oczy jego będą błękitne? czy włos będzie złoty i długi? A gdy usta otworzy, młode i purpurowe, jaki głos z nich wypadnie? co za wezwanie? jakie błogosławieństwo?
Pójdzie przez księżycowe góry i doliny — aż po ostatnie wszystkich krajów końce, — od pustyni aż do sinego morza jasny jak słońce, uśmiechniony jak zorza...
Drgnęła. Wszakże On jest tutaj! o krok — w pobliżu. Gwałtownym ruchem zwróciła się ku drzwiom. Oto dziadek jej zdejmuje złoty kołpak z głowy i rzuca na kamienną posadzkę; widzi, jak Elem schylił się po niego skwapliwie, nie wiedzieć dlaczego śledzi pilnie ruchy jego białych rąk, goniących po schodach toczącą się czapkę... A potem...
Usłyszała krzyk i przelękła się, spostrzegłszy, że jest jej własny. Na skórę szerna rozpostartą, na stopień najwyższy wstąpił i uderzył ją w oczy nadludzkiem swojem zjawiskiem.
— On, on...! — szeptała, nie mogąc wzroku oderwać od tej olbrzymiej, jasnej postaci, górującej tak ponad tłumem księżycowym, jak wyniosły krater Otamora góruje nad okolicznemi wzgórzami. Lęk, miotający nią jeszcze przed chwilą, zniknął nagle — czuła tylko jakieś straszne i rozkoszne razem unicestwienie i spokój, spokój nagłą cichą falą skądś spływający...