Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 086.jpeg

Ta strona została przepisana.

się bronić zębami, ale dosięgnął tylko zwisającego rękawa Zwycięzcy i począł go kąsać zajadle.
— Śmierć! śmierć! — wołały zewsząd oburzone nienawistne głosy.
— Będzie żyw, — rzekł Marek, — potrzebny mi on do menażerji... Dajcie jeno powroza.
Morzec zwinął się w potężnym uścisku markowych dłoni, ale nie jęknął nawet ani się już nie bronił, gdy ten krępował mu ciasno ręce na plecach złożone.
Rzucił koniec sznura Jeretowi.
— Zaprowadź go do skarbca, tam, kędyście owego szerna przytroczyli. I pilnuj. Gdy kiedyś wracać będę na Ziemię...
Nie dokończył zdania. Zaśmiał się tylko głośno do siebie na myśl, jakie nadzwyczajne przywiezie okazy z sobą.
Tymczasem walka była nieodwołalnie i pomyślnie skończona. Oprócz morca ujętego ani jeden z mieszkańców wieży nie pozostał żyw.
Burza szalejąca prawie przez cały czas, ustała teraz. W północnej stronie nieba, około wysokiego stożka krateru Otamora, kłębiły się jeszcze i przewalały czarne chmury — grzmot stamtąd szedł jeszcze przytłumiony, daleki, — ale nad miastem i morzem świeciło już jaskrawe słońce na bladym, księżycowym błękicie...
Marek w weselnym orszaku wracał ku świątyni. Patrzył na to słońce i dziwno mu było, że zaledwie zdążyło wpełznąć od horyzontu po zenit przez ten czas, w którym tak wiele rzeczy się stało... Wszakże o świtaniu zoczył dopiero zdala mury tego miasta — i ranek był, kiedy go na stopniach tej świątyni witano, — a oto teraz odprowadza go lud tutaj, jako do domu, i sławi go, zwycięzcę w dwóch krwawych bitwach i samowładnego pana wszystkiej księżycowej krainy.
Takie to było niepojęte i tak nagłe, a tak poprostu się stało, że uśmiechnął się mimowoli ze zdziwieniem, jakby do snu własnego, myśląc o tem wszystkiem. Wprawdzie od świtania do tej