Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 089.jpeg

Ta strona została przepisana.

za każdym oddechem, — żar głowę ogniem mu obejmował, ale on nie czuł już siły, aby się w cień usunąć...
— Zrobię to za chwilę, — myślał zasypiając, rozleniwieniem znużenia objęty...
Morze uspokoiło się już po burzy i gdy wzniósł jeszcze na chwilę ciężkie powieki, lśniło mu w oczy ogromną, blasku i przestrzeni pełną powierzchnią, zlewając się w snem zamroczonej myśli jego z marzennemi obrazami Ziemi.
Zasypiał, gdy naraz zdało mu się, że chłód jakiś rozkoszny i wonny wionął mu w twarz, — niby ktoś zawołał na niego z cicha po imieniu, — zamajaczyły mu włosy złote, na drobną, tak zabawnie drobną i białą pierś dziewczęcą rozsypane, — usta drgające, purpurowe...
Chciał sobie jeszcze imię, jakieś imię przypomnieć...
Usnął.
Kiedy się obudził nareszcie po długim i ciężkim śnie, zdawało mu się naprzód, że śpi jeszcze. O kilka kroków przed nim na białej, rozesłanej skórze siedziała Ihezal. Miała na nagiem ciele jeno błękitną, rozwartą szatę; włosy jej związane były we dwa ogromne węzły ponad uszyma, z wolno spadającymi na pierś końcami, które tworzyły jakby szeroki złoty haft na brzegach rozciętej tuniki. Patrzyła na niego z cichym uśmiechem...
Przez pewien czas nie śmiał się ruszyć, aby nie spłoszyć snadź tego zjawiska, tak mu się wydało pięknem i słodkiem. Uczuł, że nie leży już na kamieniach posadzki, lecz ma pod sobą miękkie i puszyste skóry, nad głową zaś zasłonę w kształcie namiotu, która go chroni od palącego słońca.
— Ihezal!... — wyszeptał mimowolnie.
Uśmiechnęła się znowu.
— Czy spałeś już dosyć, panie?
Nie odpowiadał. Przez chwilę zdawało mu się, że znowu zapada w sen, dziwnie słodki i rozkoszny...
Zerwał się nagle.
— Spałem...?