Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 116.jpeg

Ta strona została przepisana.

mionach i drgnęły skrzydła przygniecione, ale natychmiast snadź przypomniał sobie o swej bezmocy, bo nie próbując bezcelowego wysiłku, przymknął powieki i obwisł ciężko na żelaznych pętach. Marek odstąpił wstecz kilka kroków...
Wiedział on już, że szernowie, którzy z Ludźmi się stykali, mowę człowieczą rozumieją, nie mógł się jednak zdobyć dotychczas na przemówienie słowem do tej tak nieludzkiej istoty... Gdy otworzył usta, głos mu w gardle zamierał — i ogarniał go wstręt, z lękiem poprostu graniczący. Raz — w obecności jego — Elem do Awija zagadał; powiedział mu z polecenia Zwycięzcy, aby się nie obawiał tortur ani śmierci, bo będzie w błyszczącym wozie jego wzięty żywcem na Ziemię. Awij w odpowiedzi zacharczał jakieś przekleństwo — i Markowi brzmiał dotychczas w uszach ten głos ohydny i nieprawdopodobny, tem straszniejszy, że ludzki, a wychodzący z gęby potwora, w niczem do człowieka niepodobnego.
Usiadł na nizkim malachitowym stole i postawił obok płonący kaganek. Niepewne, migotliwe światło rozpalało się w złotych tarczach świętego Znaku i zakrywało je znowu ogromnym, ruchliwym cieniem szerna, który za każdem drgnieniem płomienia błądził jak widmo po gładzonej ścianie. Potwór, na pozór martwy, trwał z bezwładnie obwisłemi skrzydłami i spuszczoną głową, a cień wychylał się z poza niego nagłymi rzutami, chwiał się, opadał i znowu wznosił się w górę, gasząc nagle lśniące litery napisu i tarcze Przyjścia złociste. Mimowolny lęk począł Marka ogarniać. Poruszył się, jak gdyby chciał wstać i uciec na światło, gdy naraz spostrzegł, że szern otworzył znów oczy i wpatruje się w niego przenikliwie...
Przemógł się i powstał.
— Czy ci tu krzywdy nie robią? — zapytał dziwnie zmienionym, jakby nie swoim głosem.
Szern przymknął leniwie oczy — i po długiej chwili dopiero odrzucił:
— Odejdź, psie. Nudzisz mnie.