Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 150.jpeg

Ta strona została przepisana.

Zwycięzca czuł, że spotka się tutaj z oporem rozpaczliwym. Patrzył na wieże wiekiem poszczerbione o kształtach mocarnych, na łuki i olbrzymie bramiska ze sklepieniami, rozchodzącemi się często z powodu opadania gruntu, za którym miasto falą kamiennych domów ku morzu spływało, aby wreszcie utonąć w jego głębinach — i myślał o wieści, przed setkami lat przez Starego Człowieka Ziemi przekazanej, że są i na Wielkiej Pustyni miasta podobne — w gruzach i ruinie.
Któż to wie, jakie skarby, jakie tajemnice ten gród ginący w sobie chowa? i o czem mógłby mu powiedzieć, gdyby nie był zmuszony zamienić go za chwilę na bezkształtną kupę gruzów, kulami dział poszarpaną?...
Na krótką chwilę przyszło mu na myśl, żeby wysłać parlamentarzy, Nuzara naprzykład, i starać się ocalić to miasto prastare od zagłady, ale roześmiał się sam zaraz z tego. Jakież tu mogło być porozumienie? jaka zgoda? Dylemat był jasny: albo Ludzie będą wiecznie służyli szernom na Księżycu, lub też szernowie muszą być wytraceni do nogi. Doświadczenie wieków Lud już nauczyło, że pakty żadne ani ugody nie prowadzą z wiarołomnymi szernami zgoła do niczego, gdyż z chwilą kiedy widzą korzyść w ich złamaniu, łamią je bez namysłu. Czy miał im więc zaproponować, aby wyszli wszyscy i potopili się dobrowolnie w morzu, zostawiając glob swój własny zagwiezdnym przybyszom, — czy też ludzi wszystkich miał zabrać z powrotem na Ziemię? Wszakże innego wyjścia nie było!
Gdy tak myślał, sprawni wojownicy jego ustawiali już działa z pośpiechem, zwracając ich lśniące paszcze ku cichym i jakby zamarłym murom miasta. Od straszliwego żaru słonecznego drżało rozfalowane powietrze, zamieniając kamień na majak jakiś nierzeczywisty, mieniący się w oczach i rozwiewny. Były chwile, że Markowi zdawało się, że miasto całe jest tylko odbiciem jakiegoś snu w ruchliwej i blasku pełnej wodzie i rozpłynie się wnet jak sen na tem pustem morskiem wybrzeżu.
Nie wiedział nawet, kiedy dał głową przyzwalający znak