Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 162.jpeg

Ta strona została przepisana.

— Było tysiąc innych sposobów, aby go zatrzymać!
— Zapewne. To też moja wina, jako przełożonego policji Waszej Wysokości, żem nie umiał wśród tego tysiąca znaleść ani jednego skutecznego... Zresztą dłuższe pozostawanie szaleńca pośród rybaków, na jednem miejscu, groziło poważnem niebezpieczeństwem. Wyznawcy jego wzmacniali się i łączyli, mógł powstać wrzód na organiźmie naszego państwowego ustroju. Dozwoliliśmy mu więc przenosić się z miejsca na miejsce i wszędzie rzucać ziarno raczej, niżby miał oczekiwać żniwa w jednem miejscu. Teraz zależy wszystko od woli Waszej Wysokości. Możemy rzadki zasiew kiełkujący słumić albo też wedle okoliczności pozwolić mu wzróść, jak Wasza Wysokość uzna za stosowne... Choma spełnił swoje i jest dziś ujęty. Przyznam się nawet, żem mu naumyślnie pozwolił dzisiaj dostać się do świątyni, właśnie dzisiaj, kiedy w doszłych nas z kraju szernów wiadomościach mamy przeciwwagę dla bluźnierstw obłąkańca...
Elem zamyślił się. Siedział przez chwilę nieruchomy, gładząc białemi dłońmi długą czarną brodę, i patrzył na Sewina — bez gniewu już, owszem, nawet z pewnym podziwem. Naczelnik policji oczy miał spuszczone, około ust błąkał mu się niewyraźny uśmiech.
— Niech go tutaj sprowadzą, — rzekł nagle Elem. — Chcę z nim mówić sam.
Sewin skłonił się i wyszedł, a po chwili dwóch żołnierzy przywiodło do sali starca z okutemi rękoma. Arcykapłan dał im znak, aby się cofnęli, pozostawiając go sam na sam z uwięzionym.
Choma stał ze zmarszczonemi brwiami i wzniesioną głową, oczekując z pewnem ukontentowaniem męczeństwa, które sobie był przepowiedział zdawna. Zdziwił się tedy niepomiernie, gdy zobaczył, że arcykapłan przyjaźnie zbliża się ku niemu i zgoła nie groźnym, owszem, poufałym ruchem kładzie mu dłoń na ramieniu. Cień przykrego zawodu przemknął po jego strupieszałej twarzy — zaraz jednak pomyślał sobie, że pewno słowa