Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 196.jpeg

Ta strona została przepisana.

— Nie o Zwycięzcę mi chodzi. To mniejsza. Może nawet nie o lud... Nie wiem sam o co. Zbieraj posiłki i trzymajcie się, dopóki będzie można. Ja zrobię swoje.
Zwrócił się ku odejściu i wydał lekki okrzyk. Pod rzeźbionym narożnikiem stała w cieniu Ihezal. Zauważywszy, że ją spostrzeżono, postąpiła szybko naprzód. Minęła Matareta i szła wprost ku Jeretowi.
— Jeret! — zawołała, składając ręce błagalnym ruchem, — Jeret! weźcie mnie z sobą!
— Słyszałaś wszystko?!
Przyświadczyła niemem skinieniem głowy.
Jeret zmarszczył brwi i poruszył niespokojnie dłonią. Spojrzał na Matareta, jakby jego obecność powstrzymywała go od odpowiedzi.
— Weź mnie! — powtórzyła, — ja chcę do Zwycięzcy!
Oczy jej płonęły prawie radośnie, odblask jakiejś nadziei rozświetlał jej białe, wewnętrzną gorączką strawione lica.
Jeret się odwrócił.
— Pilnuj szerna, którego ci zostawiono! Dość jeden w więzach na ciebie!
Ihezal pobladła i cofnęła się w tył.
— Jeret! — krzyknęła.
Ale on wychodził już ze świątyni, nie oglądając się nawet poza siebie.
Dziewczyna pochyliła głowę i stała przez pewien czas bez ruchu. Wir dziwnych, w szalonym kole tańczących myśli ją ogarnął. Huczały jej w piersi jakieś hymny radosne, że on jest... że może być, jak ona, człowiekiem, a jednocześnie czuła ból, jakby kto nagłą i niepojętą pustkę w jej duszy uczynił...
Obejrzała się trwożliwie. Przez pustkę wewnętrzną odczuła mimowoli silniej pustkę miejsca, gdzie się znajdowała, pustkę ogromnej, opuszczonej świątyni. Odruchowo przypadła do stóp jakiejś kolumny, wtulając się między podstawy wielkich kamiennych kadzielnic.