Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 222.jpeg

Ta strona została przepisana.

wanymi. Już nikt nie myślał o tem, aby szernów w ich gniazdach wydusić, — chodziło teraz o to tylko, aby się utrzymać w zajętych pozycjach i nadejścia posiłków doczekać. Nie mówiono głośno o odwrocie, ale większa część wojowników myślała już o tem, jako o rzeczy nieuchronnej, która odwleka się tylko z powodu zbyt słabych sił garstki, mogącej przepaść w ciężkim pochodzie przez kraj, niedawno w tryumfie przebyty. Czekano tedy i wyglądano z utęsknieniem a niepokojem, czy Jeret z nowym zastępem nie idzie, z którym złączywszy się, raźniej będzie podążyć ku Morzu Wielkiemu...
Gwiazda Zwycięzcy bladła.
On sam nie mówił nic i nie zwierzał się nikomu ze swych zamiarów. Kazał jeno, odkrywszy śnieżystym żlebem wygodniejszą »drogę«, powciągać na linach działa w dole zostawione, ustawił je na pozycjach, paszczami ku cudnemu miastu szernów zwróciwszy, i czekał. Działa stały nieczynne, gdyż amunicji było już niewiele; kroków zaczepnych nie przedsiębrano żadnych. Ograniczano się tylko do odpierania spadających wciąż z nienacka szernów, których trupami zasłane już były wszystkie skały naokół.
Tak minął jeden jeszcze dzień, nieskończenie długi dzień księżycowy. Pod wieczór Zwycięzca, dotychczas niewzruszony, począł się widocznie niepokoić. Z najwyższego siodła przełęczy, otoczony garstką przybocznych strzelców, badał przez szkła całą okolicę, zwracając wzrok ciągle w stronę, skąd się spodziewał przybycia posiłków. Twarz mu się przeciągała i marszczył chmurnie brwi, nie mogąc wyśledzić wśród widnych stąd wąwozów żadnego znaku idących... Do zachodu słońca było już mało co więcej nad pięćdziesiąt godzin.
Miał już dać swoim ludziom znak do powrotu na wewnętrzną stronę górskiego pierścienia, gdzie z główną siłą leżał obozem, kiedy zastanowił go nagły ruch ku dołowi szernów, krążących dotychczas około jego wojska, jak stada kruków nieodstępnych. Drgnęło w nim przeczucie, że Jeret idzie z po-