Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 254.jpeg

Ta strona została przepisana.

byli skazańcami, a on sędzią, los ich w ręku trzymającym. Elem jeno zachowywał jeszcze pozory mocy i godności.
— Wiedz — rzekł do byłego wielkorządcy, — że bracia twoi w zamorskim kraju są pokonani i zniszczeni na wieki. My jednak chcemy litosierdzie łaskawe okazać nad nimi, zwłaszcza nad tobą...
Przerwał na chwilę, aby zaczerpnąć oddechu, którego w piersi mu brakowało.
Wtedy szern niespodziewanie zapytał:
— Czy daleko od wałów waszego miasta są zwycięscy szernowie? Widzę bowiem po was, że się boicie — i barwne szaty nie mogą zakryć podłych strachów waszych.
Zaległo głuche milczenie.
Elem oprzytomniał pierwszy i uniósłszy się nieco na siedzeniu, odezwał się, jakby nie zauważył hardego szyderstwa w głosie skrępowanego szerna:
— Istotnie niedobitki waszego rodu, pogromem przepłoszone, wpadły tu do naszego kraju, ale gotów jestem nawet darować im życie...
— Ha, ha! — zaśmiał się szern.
— Tak, darować im życie, jeżeli...
— Co?
— Zechcą ustąpić.
— Ha, ha, ha!
Twarz Elema sposępniała.
— Inaczej zginiesz ty, nim oni murów miasta dosięgną.
— Czego chcecie ode mnie?
— Ostrzeż ich, napisz, powstrzymaj... Jesteś tu naszym zakładnikiem. Wyślemy posła...
— Kto z was pójdzie z mojem poselstwem?
Zrobiła się cisza. Nikt nie dawał odpowiedzi i nikt nawet myślą nie szukał śmiałka, któryby się odważył posłować, wiedząc, że idzie na pewną śmierć i na męki. Awij to zrozumiał.
— Uwolnijcie mnie, — rzekł.