To mówiąc, zwrócił się do dalszej drogi, lecz Człowiek zatrzymał go znowu, chwyciwszy za kraj pielgrzymiego płaszcza, po którym nie znać już było nawet, iż był niegdyś królewski.
— Spocznij, — rzekł zasię. — Dość-ci ma dzień dzisiejszy na swem utrapieniu, pocóż się jeszcze jutrem kłopotać? Oto ptacy niebiescy nie sieją nie orzą, a karmi je Ojciec, który jest na wysokości!
— Kto ciebie tych dziwnych słów nauczył? — rzekł Szatan, — kto włożył ci w usta tę mowę, co drogi moje krzyżuje?
— Niosę to poselstwo, — odparł tamtem, — od Boga, Ojca mojego, który jest Ojcem wszystkich ludzi zarówno i pokój im daje przeze mnie.
— I moim ojcem jest Bóg, — rzekł Szatan, — lecz inne dzieło mnie pełnić przykazał od świata poczęcia. Jeśliś i ty jest przezeń posłany, konaj, coć zlecił, ale mnie nie zatrzymuj w drodze ku dziełu mojemu. Puść mnie!
Lecz Człowiek go nie popuszczał.
— Czasy są dokonane, — mówił. — Zbyt wiela trudu było na ziemi i nadto gorzkości. Ojciec niebieski ulitował się nędzy ludu swojego i nie masz ty już co robić na świecie! Oto znużony
Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/014
Ta strona została uwierzytelniona.