siałem go przekonywać, że nie powinien się bać portretu dziadka, który wszędzie za nami wodził oczyma. Co prawda, tego portretu sam się bałem, ale przed bratem przyznać się nie godziło.
Nie wiem dlaczego, uroiliśmy sobie z bratem, że gdy się stoi pod zegarem, jest się zabezpieczonym od wszelkiej złej mocy duchów i strachów. Gdyśmy sami w pokoju zostawali a portret dziadka tak uporczywie i nieswojsko patrzył na nas ze ściany, sadowiliśmy się czemprędzej pod zegarem.
I teraz zostawiony sam w pokoju półciemnym od nadciągających chmur, przysunąłem krzesełko do ulubionego kąta, gdzie zegar tak uspokajająco mruczał: tik, tak — tik, tak...
Brat przytulił się do mnie i głosem, w którym łzy drżały, zapytał, czy naprawdę będzie burza?
— Będzie, — odrzekłem z wielką powagą i pewnością siebie. W tej chwili jasność ogromna zalała pokój i zaraz prawie potężny huk wstrząsnął powietrzem. Piorun uderzył gdzieś blizko. Ledwie echo grzmotu przebrzmiało, usłyszałem tentent galopującego konia. Mimo, że mi zakazano wychodzić z pokoju póki się lekcji nie nauczę, wybiegłem na ganek. Ojciec powrócił z pola
Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/029
Ta strona została uwierzytelniona.