Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/036

Ta strona została uwierzytelniona.

bie przedstawić, żeby mu się naprawdę miało stać co złego. A nawet wzdychałem po cichu do tego, aby ta woda nie tak prędko opadła (wszak pan Andrzej, myślałem, mógł ryby łapać i z głoduby nie umarł!), gdyż w ten sposób przez parę dni byłbym wolny od lekcji.
Nagle gwar jakiś i zawodzenie doleciały z podwórza. Podniosłem ciekawie głowę, a wtem drzwi rozwarły się z łoskotem i młoda pokojówka z krzykiem wbiegła do pokoju.
— Pani! — wołała, przypadając do kolan matki, — pani! o rety! Młyn się wali, woda go bierze! Utonie, utonie! o Jezu! utonie!
Było coś strasznego w tym krzyku dziewczyny, rozlegającym się nagle w woni letniego wieczoru, przy groźnym szumie wezbranej wody. Dzisiaj, po latach wielu, przypominam go sobie i wiem, że ta dziewczyna musiała bardzo chyba kochać tego, co tam tonął...
Matka zerwała się na równe nogi — a ja? Spojrzałem przez okno: w miejscu, gdzie przed chwilą młyn było widno, sterczała już teraz tylko bezkształtna kupa gruzów i belek, o którą zwełniona powódź z łoskotem się rozbijała... Stało się ze mną coś dziwnego, czego nigdy ani przedtem, ani potem nie doznałem. Dreszcz sza-