Przybiegła uśmiechnięta kelnerka w białym fartuszku i przebierając palcami w zawieszonej u pasa torebce z monetą, zapytała, czego sobie życzy?
— Bordeaux!
Kelnerka rzuciwszy stereotypowe: Gleich! wraz z zalotnym, także stereotypowym uśmiechem, znikła, by spełnić życzenie bladego pana, którego znała już z hojności.
Kamil spojrzał uważnie na milczących wciąż towarzyszy i coś, jakby cień litości, przebiegło po jego twarzy.
— A pretty girl! Did you see? Ma ładne oczy... — wyrzekł, chcąc widocznie na inne tory zwrócić myśli swych przyjaciół.
Usiłowanie to jednak nie odniosło skutku.
Gdy wreszcie rubinowe bordeaux stanęło na stole, Władysław podniósł głowę i rzekł z przyciskiem, patrząc na Kamila.
— Spokój — to śmierć.
— Nie! — to szczęście! — odparł Kamil z mocą, poważniejąc znowu.
— Nigdy! Szczęście leży gdzieindziej, nie w martwości, oh, nie! Czuję to: szczęśliwym można być tylko, kochając życie i nie pojmę nigdy, jak możno spokój szczęściem nazywać!
Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/045
Ta strona została uwierzytelniona.