Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/062

Ta strona została uwierzytelniona.

reszcie w głowie powstało mu pytanie, kto to może pisać do niego?
Odwrócił kartkę i spojrzał na podpis.
„Twój Zygmunt“...
Zygmunt, Zygmunt? Kto to może być? Aha! już wie! To ten, ten... Tak, pamięta. Szwajcarya, jezioro, Paryż... i ten drugi. Jak mu to było na imię? Kamil?
Drgnął. Wszak on to pamięta! wszak to nie tak dawno temu! Wspomnienia, które siłą woli przytłumił w sobie i zagasił, obudziły się i poczęły krzyczeć, dopominając się o swe prawa. Cała przeszłość ze swemi łzami i śmiechami, cała młodość: wszystko, co przeżył i przebolał, o czem wierzył, że już zapomniał, stanęło mu teraz przed oczyma, wywołane jednem imieniem, dolatującem go jak echo dawnych czasów.
Martwa maska jego twarzy, którą przed chwilą słońce całowało, pękła — bezbarwne oczy nabrały życia, wargi drżeć poczęły.
Nachylił się i począł czytać chciwie.
„Drogi Władysławie! — pisał towarzysz dni minionych, — zginąłeś mi z oczu tak nagle i niespodziewanie... Teraz dopiero dowiedziałem się przypadkiem o miejscu Twego pobytu i piszę,