Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/075

Ta strona została uwierzytelniona.

w duszę. Zdawało mu się, że widzi jakąś otchłań przed sobą, która go wabi i ciągnie i woła: pójdź, pójdź... Przestał myśleć; sen go jakiś przedśmiertny opadał, ból tylko czuł ogromny, nieuciszony niczem...
Chwile płynęły powoli i głucho. Słońce było już czerwone i drzewa się w niem złociły, wonie stawały się przed zachodem silniejsze, czystsze, świeższe, powietrze łagodniejsze i piersiom milsze. Ptaki poczynały śpiewać pieśń wieczorną, pszczoły powracały do ulów, zdala słychać było głosy i śmiechy robotników, schodzących już z pola...
I naprzód gdzieś daleko, daleko ozwał się najwcześniejszy dzwonek wiejskiego kościółka, później przyłączyły się do niego inne, bliższe, po miejskich wieżach — aż nareszcie zabrzmiały i dzwony klasztorne w pieśń srebrną, wielką i szeroką...
Anioł Pański zwiastował...
Stare lipy i wysokie jodły zaszumiały w klasztornym ogródku, a ponad niemi gdzieś wysoko, wysoko, płynęły poważne, uroczyste, święte głosy dzwonów. Napełniały sobą powietrze i srebrną kaskadą wpadały do celi...
Anioł Pański zwiastował...