„Chdź do kościoła. Jesteś dzisiaj dziedzicem... Wszyscy Borynieccy w dniu, w którym po raz pierwszy jako dziedzice na Boryńcu do dom zajeżdżali, wchodzili do kościoła“...
„Wszyscy Borynieccy!“ — mówiąc to, wskazywał ręką na kamienie grobowe.
A mnie naprzód lęk zebrał, gdym spojrzał na groby, do których towarzystwa ten starzec mnie zaliczył.
Pojrzałem na groby — i wydały mi się inne, niż przed chwilą, poważne, smętne i groźne.
Zdało mi się, że tworzą one państwo dla siebie, świat jakiś oddzielny, że mogą mówić i rozkazywać, przeklinać albo błogosławić...
Wiatr poruszył szczytami lip — i wszystkie one stare lipy, jakby głos umarłym dając, zaszumiały w jeden płaczliwy chór nad moją głową: tak... tak...
Stałem tak chwilę zdumiały, patrząc na wyciągniętą rękę księdza i nie wiedziałem, co się ze mną dzieje.
Wkrótce jednak opamiętałem się i — oburzyłem.
Wszyscy Borynieccy! — czyż ja nie mogę być sobą? — I czyż koniecznie mam ten ciężar wieków dźwigać?
Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.