Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

gła spokojnie oceniać to, co słyszała. Nie podobał jej się. Wogóle nie imponowała jej ta jego rzekoma wielkość. Byłaby wolała, gdyby przyszły mąż jej córki był zwykłym, uczciwym człowiekiem, takim, co wprawdzie na „wyżyny“ wznosić się nie umie, ale też nie wyszydza wszystkiego, co dla innych jest drogie i święte. Ale cóż miała robić! Stefa kochała tego człowieka.
Ona sama nie pojmowała, co się z jej córką stało. A nawet czasem, gdy widziała z boku, z jaką dziecięca, nieświadomą pieszczotą ręce około szyi jego owija, doznawała straszliwej, gryzącej zazdrości macierzyńskiej. Czuła, że jej córka nie należy już zupełnie do niej tak, jak przedtem, — że wziął ją sobie ten człowiek, dla niej tak niemiły i taki dziwny, wziął ją jak ptaka małego o bijącem sercu i trzepocących skrzydłach, — i powiedzie ze sobą na złe i dobre losy, a ona na to nic nie poradzi i sama musi pozostać na starość.
— Byle ją tylko kochał... — szeptała z nieokreślonym bólem i rezygnacją.
Do niedawna nie wątpiła o tem, ale w ostatnim czasie postępowanie Karola coraz więcej obaw w niej budziło. Przychodził coraz rzadziej, bywał niekiedy roztargniony i szorstki i co-