raz wcześniej odchodził. — Uderzyło ją to zwłaszcza od czasu, jak ta ruda śpiewaczka rozpoczęła gościnne występy...
— Boże! oddal tę myśl ode mnie! — powtarzała z lękiem.
I Stefa musiała coś spostrzec, bo płakała parę razy, choć się przed nią ze łzami taiła. Lecz ona to zauważyła i pod brzemieniem tego nowego zmartwienia pochyliła się jeszcze więcej i wzdychała często i głęboko, a chore jej serce coraz częściej biło gwałtownie i nieregularnie... Co to będzie? — myślała.
Teraz już blizko tydzień Karol się nie pokazał. Codziennie oczekiwały go, z początku zdziwione, później zaniepokojone. Stefa nie dawała nic poznać po sobie, ale ona macierzyńskiem okiem widziała, jak cierpi z powodu tego zaniedbania. Bladła i gasła w oczach.
— O! gdyby go tylko ona tak nie kochała, — myślała wdowa z zawziętością, — pokazałabym ja mu, gdzie pieprz rośnie! — Czuła, że zaczyna nienawidzić tego człowieka.
Stefa miała dzisiaj w nocy gorączkę i majaczyła przez sen. Parę razy wymknęło jej się z ust imię: Karol... Ona siedziała z zapartym
Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.