Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

oddechem przy łóżku córki i mimo cały żal, całą nienawiść no tego człowieka, prosiła Boga, aby przyszedł nareszcie, obiecując sobie w duchu przebaczyć mu wszystko, nie robić mu już wcale wyrzutów — byle przyszedł tylko! Znała Stefę i wiedziała, że kochać go nie przestanie i nie zapomni.
I oto znowu dzień przeszedł, a narzeczony jej córki nie pokazał się. Zato po południu przyniesiono jej z poczty list od niego do Stefy adresowany. Tknęło ją jakieś niedobre przeczucie. List był w Wiedniu na pocztę oddany.
Śnieg padał wielkimi płatami i mimo dość wczesną godzinę mroczno się w pokojach robiło. Siny, stalowy, chłodny mrok dnia zimowego, bez półcieni i refleksów, rozsiadał się w pokoju, otulał skromne staroświeckie meble, pełzał po bielonych ścianach i czepiał się białych firanek. Wdowa drżała w tym mroku z chłodu i ze wzruszenia. Usiadła wreszcie w wysokiem krześle w pobliżu okna, gdzie od śniegu jaśniej nieco było, i obracała list niespokojnie w drżących wychudłych palcach. Serce jej biło, jak u wystraszonego ptaka, — oddychała z trudnością.
Nie miała odwagi listu otworzyć, chociaż