wać czyste, nieświadome, pierwsze dziewicze pieszczoty tego niewinnego dziecka, — miał prawo całować te usta nigdy nie całowane i te oczy, co z taką ufnością i zdziwieniem na życie patrzyły, — tulić te ręce przez matkę wypieszczone i wychuchane, — gładzić te włosy jasne, które ona codziennie czesała i plotła!? On do tego wszystkiego miał prawo, a potem znowu miał prawo córkę jej, której ona, matka, przez całe życie od wszelkiej przykrości strzegła, do łez swem postępowaniem przyprowadzać, a wreszcie, gdy mu się już znudziła, rzucić ją, opuścić brutalnie dla jakiegoś „płomienia“, który już z pewnością nie na jednej piersi i nie w jednych objęciach się palił? — I wszystko dlatego, że jej córka była „cicha i dobra, za dobra dla niego!“
I co mu dało prawo do tego? Życie? — Ona jeszcze o takiem życiu nie słyszała!
Oburzenie podnosiło jej wyschłą i zapadłą pierś; oczy błyszczały jej dziko.
Wzniosła w górę drżącą i chudą rękę i potrząsając nią nad głową, mówiła:
— Niech ci Pan Bóg... Niech ci Pan Bóg...
Rozpłakała się głośno.
I uczuła nagle, że byłaby teraz zdolna iść
Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.