do tego podłego i znienawidzonego człowieka i u nóg mu się włóczyć i stopy jego całować, byle tylko nie porzucał jej córki, byle ją tylko kochał... Życie! — A potem znowu oburzało się w niej dumne serce matczyne i żal ją targał straszny, bezbrzeżny.
Przymknęła oczy i oparła głowę o poręcz fotelu...
Co teraz będzie ze Stefą? Jak ona jej to powie? jak ją przekona, że nie powinna żałować tego człowieka, lecz pogardzać nim i — zapomnieć? Czuła, że daremne będą wszystkie przedstawienia, bo Stefa go kocha.
Zaco go kocha?
I zdawało jej się, że widzi Stefę nieśmiało, miękko otaczającą ramieniem jego szyję i z przechyloną główką, przymkniętymi oczyma podającą mu rozchylone nieco usta do pocałunku. Wzdrygnęła się ze wstrętem. A potem zdawało jej się, że Stefa jest znowu małą dziewczynką, biega za nią, czepia się jej sukni i pyta: Mamo, grzeczna ja?... Tak, grzeczna była zawsze i nikt jej przykrości nie robił, — nikt...
Ostry, przenikliwy ból przeszył jej chore serce. Co to teraz będzie?
Wszystkie obrazy zaczęły jej się mieszać
Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.