Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

Z łokciami wspartemi na stole, z twarzą na dłoniach — siedział już tak pół godziny i patrzył bezmyślnie na wątły, błękitnawy płomyk lampki gazowej, liżący w niespokojnych podskokach półokrągłe dno retorty. — Niewielka lampa, przytwierdzona do ściany, o którą się stolik opierał, rzucała z pod zielonej umbry jasny krąg światła na jego płowe, na szczycie głowy mocno przerzedzone włosy, na twarz młodą a zwiędłą, o wysokim czole, jasnych brwiach, wązkim a długim nosie i naprzód wysuniętej i śpiczastej brodzie. Blask pełzał po stole, odbijał się w porzucanych tu i ówdzie między papierami naczyniach chemicznych, zaglądał do klatki z białym, niespokojnie tam i sam biegającym szczurem, zsuwał się na ziemię i dokąd mu dolny, nizko zwieszony brzeg umbry pozwalał, zataczał na podłodze żółte półkole, szerokim cieniem wysokiego drewnianego krzesła przerżnięte. Reszta nie-