dzie musiał w szpitalu kończyć na delirium — ale... cóż mu to znaczyło!
Co mu to znaczyło — aż do wczoraj!
Na wspomnienie tego dnia zatrząsł się jak w febrze i pobladł. Pot wystąpił mu na czoło pod rzadkimi włosami. — A jeśli on ma słuszność?... — szepnął.
A jednak myśl jego była taka wspaniała i tak bezwarunkowo wierzył w konieczność jej urzeczywistnienia! To znaczy, wierzył nie w to, że on sam ją koniecznie urzeczywistni, ale że wogóle urzeczywistniona być musi. Na to życie jednego człowieka nie wystarcza. On miał zrobić początek, a potem mieli przyjść inni pracownicy i znowu inni — aż do skutku.
A wtedy, gdyby ten skutek z czasem osiągnięto, czemże by byli wobec niego wszyscy dobroczyńcy ludzkości, których świat wielbi? — czemże wszystkie dobrodziejstwa wobec tego, które on światu wyświadczyć zamierzał: uwolnić ludzkość raz na zawsze od wszelkich najstraszniejszych chorób, dać jej w rękę niezawodną broń do walki z tym wrogiem, który ją dziesiątkuje i tyle nędzy sprowadza! Warto życie i siły i zdrowie poświęcić, aby to zrobić!
Aby to zrobić... Mój Boże!
Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.