Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

cej głowie. Stanowczo, to jeden z najpiękniejszych dni jego życia. Jest zadowolony, jak rzadko. Nie pojmuje nawet w tej chwili, dlaczego tak wcześnie wyszedł stamtąd, od tych ludzi, którzy w imieniu całego narodu składali mu zasłużony hołd w dwudziestąpiątą rocznicę... Pracował ciężko, pracował z zaparciem się siebie nieraz, ale nie może się skarżyć na niewdzięczność ani obojętność społeczeństwa... Tyle miał dowodów sympatji, uznania, czci...
Lekkie rozrzewnienie przeszło mu miłym dreszczykiem przez kości. Uśmiechnął się tedy z zadowoleniem i począł znowu myśleć o dniu ubiegłym... Dziwna rzecz, że te mowy tak go nużyły. Teraz z przyjemnością o nich myśli. Poczciwi ludzie! — prostemi, nieraz naiwnemi słowy wyrażali mu swą miłość i uznanie — jak umieli.
Przebiegał myślą postacie swych przyjaciół, przypominał sobie toasty, mowy, wyszukiwał w nich miłe dla siebie zwroty i wyrażenia...
A ten radca, — ten zacny radca, towarzysz z ławy szkolnej... Mówił o życiu... O bujnem, pełnem życiu, które on...
W tej chwili drgnął i gwałtownym ruchem ścisnął skronie obiema rękami. Zdawało mu