Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

I uczuł, jak w odpowiedzi na to pytanie gorący rumieniec wstydu rozlał mu się po twarzy, zmarszczkami pokrytej... Uczucie bezmiernego, fizycznego niemal wstrętu wypełniło całą jego istotę. Wstrząsnął się z odrazą.
— Wstręt i ohyda, ohyda wszędzie, wszystko... Dwadzieścia pięć lat pracy, to uznanie, ta uczta dzisiejsza i mowy... A nadewszystko to moje życie...
Zerwał się szybko i począł znów chodzić po ciemnym pokoju.
— Głupstwo, — szeptał, — głupstwo, — i próbował się uśmiechnąć z pobłażliwem lekceważeniem dla tych uczuć, które, spóźnione, przyszły doń znowu teraz, — „przyszły bez powodu“ myślał. Ale uśmiechał się nieszczerze i wiedział, że zmusza się w myślach do kłamstwa. Bo to nie było głupstwo; to była burza przemocą przytłumionych a niezaspokojonych żądz, porywów, namiętności, pragnień, które niegdyś jak tabun stepowy w piersi mu tętniły, wołając orkanowym głosem: Do życia! do życia.
Przeląkł się tego.
— Stary już jestem, — mówił do siebie, — stary... nie czas na podobne, głupie, dziecinne... Zresztą — żyłem, żyłem tak, jak chciałem, bom