— O, życie! bóstwo silnych! dlaczego odchodzisz ode mnie! —
I ogromne pragnienie, bezmierna tęsknota za tem czemś nieznanem, co jest większe niż szczęście, potężniejsze niż Bóg, świętsze niż wszystkie świętości świata, rozpierała mu piersi, targane wewnętrznem łkaniem.
I zdało mu się, że widzi tajemniczy, olbrzymi orszak Życia. Tysiące szaleńców, półnagich, ochrypłych od krzyku, zlanych potem wysiłku, biczem losu smaganych, ale z płomieniem w oczach, burzą w piersi, wiarą w sercu ciągną rydwan potworny po ziemi, setkami tysięcy ciał zasłanej. Koła rydwanu ciężkie, ostrymi guzami najeżone, całe we krwi, grzęzną w tem żywem mrowisku. Obracają się zwolna, ale z nieubłaganą, fatalną siłą i miażdżą ludzi, którzy się dobrowolnie pod nie rzucili, i ludzi, których przemocą tu przywleczono... Z szaleńczemi okrzykami ciągnących miesza się potworny chór jęków, przekleństw, modlitw... Trzeszczą kości łamane, chlupią kałuże krwi, a nad tem ciągły, nieustanny okrzyk szaleńców: Evoë vita!
I pędzą, idą na oślep, przez góry, lasy i doliny. Czasem który się potknie i krzyk mu w gardle zamrze i nim się podniesie, już koła
Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/187
Ta strona została uwierzytelniona.