Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/247

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wcale cię nie kocham. Nie podobasz mi się. Nigdy mi się nie podobałaś.
Trzeba było widzieć to niesłychane przerażenie, potem zdumienie w jej oczach! I wstyd, wstyd...
— Więc dlaczegóż... dlaczego...?
Nie dokończyła pytania. Nagle oczy dłońmi zasłoniła i zwinąwszy się w kłębek jak zranione zwierzątko, wybuchnęła dzikim płaczem, jakiego nigdy w życiu nie słyszałem...
Położyłem się spać na kanapie.
Kiedy się zbudziłem rano, już jej nie było. Nie słyszałem nawet, jak się ubrała i wyszła.
Jestem dzisiaj niewyspany i zmęczony, ale mimo to mam dziwnie przyjemne uczucie, ilekroć przyjdzie mi na myśl to całe wczorajsze zdarzenie. — Na tej dziewczynie bynajmniej mi nie zależało — i to jest obojętne. Chodzi o to, że stwierdziłem w tym wypadku własną wolność, którą zawdzięczam postanowieniu mojemu...
Gdybym miał żyć, wogóle gdybym żył inaczej, niż teraz, to jest nie uważał, że każdej chwili odejść mogę, wtedy prawdopodobnie oceniałbym takie rzeczy ze stanowiska życiowego i byłbym patetyczny. Powiedziałbym sobie, że to było łajdactwo. Byłby to wynik myśli o kon-