Zastanowił mnie kiedyś ten dziwny zbieg okoliczności, że ja właściwie nigdy nie miałem przyjaciół. — Tak się przeszło jakoś przez życie — w dobrem i w złem zawsze samotnie. Przeszło się! — bo o tem niema co mówić: życie jest już poza mną.
A ze zdumieniem myślę o tem, że jest poza mną, że było wogóle — i to mniej-więcej podobne do życia wszystkich innych ludzi, mimo żem ja żył przecież inaczej: dniami i godzinami, które podarowałem sam, wiedząc, że odejść mogę każdej chwili.
Ale bądź co bądź nie odszedłem dotąd i tylko w skutku pokazało się, że nie miałem się czasu z nikim zżyć, do nikogo przylgnąć, nikogo do siebie przywiązać. — Zapewne, tak musiało być. Któż w oberżach przydrożnych, na jednogodzinnym popasie zaprzyjaźnia się z przypadkowo spotkanymi ludźmi? Jeno, że nie myślałem jakoś, abym miał iść tak długo, w drogę tak daleką...
Czas mi odejść, stanowczo! Jutro to zrobię — albo może jeszcze dziś — ?
Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/253
Ta strona została uwierzytelniona.