On to nie dał mi spać w noc świętego Mikołaja. „Zobacz, — mówił do mnie po cichu — a potem uwierzysz“. Bałem się tego podszeptu — zdawało mi się świętokradztwem pilnować z nieufnością chwili, kiedy Święty ma schodzić na ziemię, ale nie mogłem się oprzeć... Czekałem z gorączkową niecierpliwością.
Wtem usłyszałem szelest i lekkie skrzypnięcie drzwi. Serce uderzyło mi gwałtownie: teraz! teraz! Owładnęła mną niepohamowana żądza: zobaczyć i przekonać się — a jednak nie miałem odwagi odwrócić się ani otworzyć oczu. Bałem się tego, co chciałem wiedzieć i czego się spodziewałem. W uszach mi szumiało.
Tymczasem lekki krok zbliżał się ku mnie; usłyszałem szelest poruszonej poduszki, pod którą coś włożono, ale oczu nie otwarłem. Dopiero gdy krok się oddalił i drzwi znów skrzypnęły, przemogłem się, siadłem gwałtownie na łóżeczku i spojrzałem za siebie. Wystarczyło. W zamykających się drzwiach drugiego, jasnego pokoju, zobaczyłem... matkę.
Rzuciłem się twarzą na poduszki i zacząłem gorzko płakać. Ściskał mię żal niewysłowiony.
Przypominam sobie nieraz ten płacz, zdobywając w życiu prawdy wciąż nowe i coraz smutniejsze.
Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/262
Ta strona została uwierzytelniona.