Ta strona została uwierzytelniona.
BABIE LATO.
Dzień był pogodny, ciepły, senny — jeden z tych dni, kiedy słońce różowo-złote przesiewa się przez pożółkłe, w ciszy nieruchomo zastygłe i błyszczące liście starych drzew w ogrodzie, a przejrzały, ciężki i słodki owoc na ziemię pada... Wtedy dymy ognisk, w których pastuchy pieką ziemniaki, wloką się leniwo po rżyskach i żółtych, trzecią już trawą porosłych łąkach. Ptaków niewiele pozostało, — zato miljardy drobnych muszek i komarów brzęczą i dzwonią w ciepłem, od słońca aż złotem powietrzu.
Na podwórzu, pod ścianą stodoły, której drewniane boki zdawały się wyginać pod naporem ciężkich snopów — na dwóch na poprzek położonych klocach stały w słońcu sanki. Zima miała przyjść niezadługo.
Myślano już o niej, choć było tak ciepło.