coraz się szerzej jasną zorzą pali,
coraz złociściej lśnią gór czoła śnieżne...
Świat tak ogromny, a tak pełen gwarów
niezrozumiałych, a zewsząd w me ucho
bijących, pełen niepojętych czarów —
i tylko puszcze jęczą ciągle głucho,
kłócąc się z światem... Co to wszystko znaczy?
ten gwar, te blaski? — W głębi puszcz inaczej!
Jeszcześ głuchy na głos świata,
jeszcze twoja myśl nie wzlata
ani serce się nie korzy
na piękności widok bożej;
ale już się zbliża chwila — ,
dziecię światła i piękności,
od poranku i motyla
więcej lotne, słodkie, ciche
w świat uleci z twych wnętrzności —
o, Psyche!
Wszak mocny jestem, — więc czemuż, gdy oczy
do puszcz cienistej przywykłe pomroczy
zwrócę w ten ogrom świata, na te góry
śnieżne, i wyżej, na niebios lazury,
z morzem się kędyś zlewające w jedno