wiatr bije; w prochu i żwirze rozkrwawiamy skronie, gdy opuszczone i bezwładne po ziemi się wlecze. I tęsknimy, tęsknimy bez końca za tym nierzeczywistym światem, który jest od wszystkich rzeczywistych — rzeczywistszy...
Pióra drżą znowu w skrzydłach ptaka; nie wiem, czy to on znów do lotu się zrywa, czy też wiatr jaki tylko musnął go po pierzu i lotki niektóre dreszczem przejmuje... Ale drżą...
Idziemy nad święty Ganges, wyciągamy wychudłe, od kajdan drżące ręce więźnia przez kratę naszego ciała, twórczem »Stań się!« zaklinamy naszą tęsknotę, »prawdę jej ducha ubieramy cieniem szafy cielesnej« i — wiedząc, że jest wieczna, zabijamy ją dotknięciem dłoni, do których reszta ciała, jak rzecz lepka, przywarła. A potem?... O! jakże dobrze, niestety! wszyscy wiemy, co jest potem!
Spotkaliśmy się nad świętym Gangesem! Dużo nas tu jest, dużo... rzesze całe, rzesze blade i tęskniące i smutne. Nie nawoływaliśmy się, nie prowadziliśmy się nawzajem, a jednak zeszliśmy się, bo ten sam wiatr niebieski dął z tyłu w szaty nasze, ta sama gwiazda betlejemska przykuwała oczy i wiodła kroki nasze...
Stoją mi przed oczyma potężne postacie, któreś Ty stworzył. Chodzą po fatach z wiatrem, a mają skrzydła z płomienia i ręce wyciągnięte tak, jak Bóg je miał w chwili, gdy świat stwarzał... A patrz! między niemi kołysze się nieruchomy tajemniczy, biały kwiat lotosu...
Chciałbym, aby ten kwiat przypomniał Ci mnie wtedy, gdy życie nas już rozdzieli. Bo wiem, że tak będzie...
J. Ż.
W Krakowie, d. 8. marca 1899.
Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje T2.djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.