Może łabędziem kiedyś śnieżne skrzydła
roztoczę ponad Gangesową strugą
i goniąc w wodzie złotych gwiazd mamidła,
skarżyć się będę przeciągle i długo,
nie wiedząc nawet, że łabędzim głosem
płaczę swych ludzkich tęsknót. A maczugą
śmierci znów ubit, potem może włosem
palmy rozwieję swój żal i tęsknicę
nad świętym pośród świętych wód lotosem...
Skrzydłem muskając me zielone lice
tęskny wiatr w liściach zaszeleści z cicha
i rosę gorzkich łez strzęsie w krynicę,
co się zadziwi, że palma tak wzdycha...
I znowu potem wcielony w tygrysa,
który na zdobycz w cieniach nocy czyha
i chciwie z gardła ofiar krew wysysa,
będę się błąkał po dżunglach w noc parną,
kędy wąż syty z fig konarów zwisa
nad wodą mętną, zatrutą i czarną;
a kiedy miesiąc na niebieskim sklepie
wschodząc rozpłoni się łuną pożarną,
Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje T2.djvu/214
Ta strona została uwierzytelniona.