mały światek wasz z sobą pociągając może
ku gwieździe, której wasze nie zobaczą oczy!
Wreszcie cały świat zrzuci formę już znoszoną
i rozpłynie się w przestrzeń, która wszystko studzi,
deszczem pyłów na ciemne dżdżąc Materji łono,
kędy Chaos uśpiony moc Przypadku budzi.
Jeśli Gwiazdy więc cudne i nieskazitelne,
takie trwałe, że oko twe ma je za wieczne,
te olbrzymy niebieskie, nie są nieśmiertelne
ni przed Czasu niszczącym zębem są bezpieczne:
jakże możesz ty innych spodziewać się losów,
ty, którego dzień gaśnie wraz z zachodem słońca?
czemu łeb buntowniczy wznosisz do niebiosów,
chcąc uniknąć sam jeden wszystkich rzeczy końca?
Więcej znikomy, nie chciej dumą być przed niemi,
nie sądź, że świat się cały w twojej dłoni zmieści,
przeto iż się za króla masz swej matki Ziemi,
która ciebie, jak swego Benjamina, pieści!
Pomyśl, że niczem jesteś wobec niej, fantomie,
i że ona mniej jeszcze wobec nas jest przecie!
Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje T2.djvu/288
Ta strona została uwierzytelniona.