Ta strona została uwierzytelniona.
III.
A trup każdy zbudzony trąb miedzianych grzmotem
powstawał i leniwie członki swe prostował
i przez gruzy skał, góry leżące na pował,
szedł, gdzie niebo płonęło strasznem krzyża złotem.
Rzeka trupów bezbrzeżna grzmiała! A wciąż świeże
tłumy zewsząd spływały, rosnąc co godzina,
aż ląd się cały pokrył mrowiem. Tak lawina
właśnie z gór lecąc, śniegi w siebie nowe bierze,
aż się zwali w dolinę i pokryje łany
zimnym śmierci całunem... Ostatnie już dreszcze
wstrząsły ziemią — ocean cichnął wyczerpany,
wszystkie kości oddawszy wzburzonemi wały —
i tłum stanął w pochodzie. Wtem światło złowieszcze
krwawiej w krąg się zażegło —, trąby grzmieć przestały.