Ta strona została uwierzytelniona.
III.
Wreszcie, gdy chaos wzmógł się na okręcie,
wszystkie się zdania zmieszały i cele,
gdy już rozwianych chmur niestałe biele
za drogowskazy chciano brać w zamęcie:
wód zakipiały ruchome topiele,
korab, jak tancerz, który się na pięcie
zwinie i wstrzyma, stanął na odmęcie,
choć fala biła w jego srebrne skrzele.
Oto z pokładu w otchłanie powodzi,
jakby kotwica, która morskie tonie
wierci i na dnie grzęznąc w opok łonie,
oparcie pewne daje kruchej łodzi,
upadły ciężkie słowa Kartezjusza:
— MYŚLĘ, WIĘC JESTEM. — Tak mówiła Dusza.