Ta strona została uwierzytelniona.
NA PÓŁNOC...
Kiedy słońce zachodząc Alp okrwawi śniegi,
że rubinem rozbłysną w błękitów topieli, —
na jeziorze szarawy cień się zwolna ścieli
i zielone przed chwilą poczernieją brzegi;
kiedy księżyc usrebrzy góry, krze i wodę,
po winnicach się ozwie cudny śpiew słowika,
zapach bzów i jabłoni powietrze przenika,
świat czarowny rozmarza każde serce młode:
wtedy wsparty na dłoni puszczam myślom wodze;
one płyną na północ wspomnieniami żywe,
zawsze z jedną tęsknotą, po tejsamej drodze,
w kraj rodzinny i góry i jodłowe lasy,
w miejsca, kędym przemarzył dzieckiem dnie szczęśliwe,
a z myślami łza płynie na minione czasy...