O Królu nieba! Widzę krwawe ślepia,
bezzębną gębę rozwartą, plugawą,
tułów ohydny, wzdęty, trupio-siny,
po którym, jak po zgniłym stawie,
krążą i ciekną mętne oka pawie...
Słup mój długiemi okręca ramiony
i wlecze po nim kadłub owrzodzony,
puchnie, pęcznieje, rozrasta się, wzdyma:
oto już blizki —
ziemię przed memi zakrywa oczyma,
w lepkie mnie garnie uściski,
rośnie, jak góra — — o, Baranku świata!
dusi mnie, dławi, przygniata!
czuję na ustach skórę gadu ślizką,
brak mi tchu! — Panie! ratuj! — Exorcisco!
Oddycham wojno! Znowu gwiazdy widzę,
nad bagnem ziemi stojąc na kolumnie,
jak kwiat lilii na smukłej łodydze...
Mgły powiały ku mnie, —
świat pochłonęło gęste, szare morze;
grzech w jego wnętrzu syczy, jakby żary
w wodę wrzucone... Na ocean szary
niosą mnie święci Pańscy Aniołowie...
Nad to zmąconych grzechem fal przestworze
Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje tom III.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.