która uciekła z piersi mojej w nocy
i podczas, gdym się ja z szatanem zmagał,
szalała może razem z szalonymi
i wraca teraz do mnie w świt poranny,
ociągająca się, znużona grzechem,
czarna, skalana, aby znów zamieszkać
w mem łonie, jadem trując je gryzącym!
O Panie! ratuj mnie przed moim Cieniem!
bo ten cień marny miażdżącem brzemieniem
zwali się na mnie, bo on mi przyniesie
grzech tego miasta, w którym mimowoli
jam uczestniczył — cieniem! Panie! Panie!
Karz mnie! jam winien! Pozwoliłem w serce
wkraść się miłości ku grzesznicy, która
takim przepychem piękności się stroi, —
i szatan z mojej słabości skorzystał!
Karz mnie! jam winien! Pozwoliłem snowi
znużonem ciałem zawładnąć i oto,
w tej jako mgnienie powiek krótkiej chwili
cień mój się wykradł ze mnie — tam! i grzeszył,
łakomem okiem patrzał w tan rozpusty
i jako zbrodniarz uwięziony długo,
kiedy się wreszcie na wolność dostanie,
szalał i w kale ohydy się pławił!