Śpiew dziewczęcia co wieczór w dal spokojny płynął,
gdy on jęczał i wił się i z rozpaczy ginął.
Rabi Tharfen na przyźbie siadł i córkę wzywa,
i na krasę jej patrząc, smutno głową kiwa.
»Rachel, — rzecze — twe oko z pod bezwstydnych powiek
zły blask rzuca. Przez ciebie cierpi mądry człowiek.
»Jam uczynił — Pan mówi — z Adamowej kości
»kobietę, by mężczyzna zaznał z niej słodkości.
Jam ku jego uciesze rozlśnił jej źrenice
»i nad lilje i róże uczynił jej lice.
»Jam rozkoszy w jej członki nalał, jak w kruż wina,
»by z nich czerpał. A imię-m jej nazwał: mężyna.
»Gdyż podlegać ma ona mężowi na wieki,
»wiatrem będąc mu cichym wśród życiowej spieki.
»Zasię jeśli by miała sprawiać mu męczarnie
»miast radości: niech zginie, jak szczep suchy, marnie!«